Polski indyk na angielskim stole?

2021-10-05 17:58:36(ost. akt: 2021-10-11 09:43:11)

Autor zdjęcia: Alina Laskowska

Liczba indyków hodowanych w Anglii spadła o 20 procent - to skutek brexitu. A może wziąć mięso z Polski? Rozmowy prowadzi Ministerstwo Rolnictwa. Zapytaliśmy naszych rolników, czy widzą w tym ratunek?
Na brytyjskich farmach brakuje rąk do pracy. Liczba hodowanych indyków spadła o milion sztuk (20 %). Brytyjczycy nie wyobrażają sobie Bożego Narodzenia bez pieczonego indyka. Skąd wziąć to mięso? Może z Polski?
Beata Mazurkiewicz – Ignaczak jest prezesem Stowarzyszenia Rolników Indywidualnych Warmii i Mazur. Od 10 lat hoduje indyki w Nowym Mieście. Uważa, że temat jest złożony.
— Jako hodowca nie ingeruję, co ubojnia, do której sprzedam mięso, z nim potem zrobi i gdzie je sprzeda – mówi pani Beata.
— Sytuacja jest trudna jeśli chodzi o produkcję drobiu.
Rynek jest nieprzewidywalny. Nie wiem, czy rynek zbytu w Wielkiej Brytanii w ogóle by nam pomógł. Zarabiają spekulanci, pośrednicy, sklepy. A producent — nie, dokłada do hodowli – dodaje Daniel Maguda, hodowca indyków w Woli Kamieńskiej i Szałkowie.
— Cena jest nieopłacalna, nie pokrywa kosztów produkcji. Wstawienia hodowlane spadły o 40-50 %. Mięso na rynku jeszcze jest dostępne, bo ubojnie utrzymują niskie ceny. Ale już niedługo, bo ludzi nie stać na kolejne wstawienia. Za kilogram indyczki w skupie dostajemy 4,80 zł, a koszt to 5,50 zł. Ile można dokładać? – zastanawia się Wiesław Kozicki z Kałdun, producent żywca indyczego. — Jeśli ruszy zbyt na Wielką Brytanię, u nas cena powinna wzrosnąć. Ale też rolnicy nie liczą, że wyeksportujemy miliony sztuk mięsa indyczego. Indyków nie będzie. We wrześniu w całej Polsce wstawiliśmy około 2,5 mln. sztuk. I to mięso będzie gotowe na święta Bożego Narodzenia. Co potem, trudno wyrokować – mówi hodowca z Kałdun.
Beata Mazurkiewicz - Ignaczak dodaje, że zaledwie od ubiegłego tygodnia Polska jest krajem wolnym od ptasiej grypy.
– Mamy kontakt z Krajową Radą Drobiarstwa, która próbuje negocjować z Wielką Brytanią. Brytyjczycy są skłonni przystać na kupno naszego mięsa, ale za podjęciem decyzji stoi wiele czynników, na które hodowca nie ma wpływu. Siłę sprawczą ma Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Zakładając, że ministerstwo jest przychylne, zadajemy sobie pytanie, jak to wpłynie na cenę żywca indyczego u producentów. W tej chwili dokładam po 100-150 tys. zł, by zbilansować cykl produkcyjny. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, czy sprzedaż mięsa do Wielkiej Brytanii wpłynęłaby na to, że zarobimy więcej, bo teraz nic nie zarabiamy. Proste jest to, że jeśli mamy nadwyżkę wyprodukowanego mięsa, a Anglia go potrzebuje, to wystarczyłyby zasady wolnego rynku – tłumaczy pani prezes. - Kluczowe byłoby, żeby wszyscy mogli zarobić, też rolnicy. A wygląda to tak, że sprzedaję w poniedziałek, a w czwartek się dowiaduję, za ile. Właściciele ferm, z którymi się kontaktowaliśmy, już nie hodują indyków, bo jest to nieopłacalne.
Edyta Kocyła - Pawłowska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5