"Chlewnia i obora to mury, z których niewiele da się zrobić. Widok jest przerażający. I zapach... "

2020-08-19 13:25:16(ost. akt: 2020-08-19 13:36:31)

Autor zdjęcia: Joanna Magajewska-Karczewska, OSP Zbiczno, OSP Górzno

Joanna Magajewska - Karczewska, mieszkanka gminy Brzozie, z zawodu psycholog, prywatnie osoba o wielkim sercu i ogromnej empatii. To właśnie pani Joanna założyła zbiórkę na rzecz pogorzelców z Małego Głęboczka.
Joanna Magajewska - Karczewska po pożarze błyskawicznie założyła zbiórkę. Jednak oprócz tego, to właśnie ona zrelacjonowała nam to co, tam w Małym Głęboczku się wydarzyło i jak to wygląda dziś. Bo starty materialne są ogromne, jednak dzięki ludziom dobrej woli, do odrobienia.

Pożar to przede wszystkim traumatyczne przeżycie. I także tymi przemyśleniami, Joanna Magajewska - Karczewska dzieli się z nami.

Największy dramat pożaru gospodarstwa rodziny Czaplińskich to chyba śmierć zwierząt. Straty w murach są ogromne. Z zabudowania pozostały zgliszcza, ze stodoły klepisko. Chlewnia i obora to mury, z których niewiele da się zrobić. Widok jest przerażający. I zapach...
- Ale nie to jest najstraszniejsze. Najbardziej dramatyczne są relacje Rodziny z momentu ratowania zwierząt z ognia. To był bardzo upalny dzień. Ogień momentalnie przeniósł się na dachy obory i chlewni. Gospodarze mieli dwa wyjścia: albo pozostawić zwierzęta w ogniu na pewną śmierć, albo podjąć walkę o ich życie i wejść pod płonące dachy i ratować je. Decyzja była szybka i jedyna słuszna dla Pana Kazimierza: wyprowadzać zwierzęta. - opowiada pani Joanna - Waliły się elementy sufitu i dachu. To cud, że nic nikomu się nie stało. Ucierpiały oczywiście zwierzęta. Wiele z nich miało poparzenia tak poważne, że nie przeżyły tego koszmaru. Wiele z nich, zwłaszcza bydło, zaczadziło się i padło albo w murach w ogniu, albo w polu.

Z opowieści kobiet mieszkających w gospodarstwie przerażający jest krzyk zwierząt. Wiele z nich w panice uciekało gdziekolwiek. Były ogłupione i wystraszone skalą ognia, dymem i zamieszaniem.

- Z relacji niektóre fragmenty są tak smutne, że nawet nie chcę ich przytaczać. Widok poparzonych zwierząt, które widziałam dzień po pożarze pozostanie ze mną na zawsze. Niestety część z nich musiała zostać uśpiona tłumaczy pani Joasia.

Z dobrych wieści, udało się uratować wszystkie kury, nawet kurczaki przeżyły. Wiele z trzody również straciło życie. Te, które przeżyły, zaczynają okazywać pierwsze oznaki radości: prosiaki zaczynają wariować, szturchać się. To dobry znak. Wraca życie.
Dom ocalał. To cud. Chociaż widać na nim poważne ślady ognia. Rynny są stopione i wyglądają jak powyginane lizaki. Styropian wytopił się, pozostała pusta elewacja. Nawet kwiaty, które stały na parapecie w domu mają popalone liście. Ogień to wielki żywioł. Trawi wszystko, co napotka. Był też taki moment, kiedy straż kazała brać co najważniejsze i uciekać z domu. Zagrożenie zajęcia się domu było bardzo realne. To chyba Opatrzność ocaliła te mury i ten kawałek gospodarstwa. Na całe szczęście.

Niestety nie można tego powiedzieć o zbiorach ze żniw. Dosłownie dwa dni wcześniej całe ziarno zostało pieczołowicie umieszczone w jednym z pomieszczeń gospodarczych. Ten budynek ucierpiał najbardziej. Skala ognia, wody sprawiły, że budynek wygląda jak domek z kart, który na lekkie dmuchnięcie grozi zawaleniem. Ogromna część ziarna spłonęła, to, co pozostało, zostało zalane wodą. To były trudne żniwa dla Państwa Czaplińskich. Ich całe plony poszły z dymem.

- Pomimo tych tragicznych wydarzeń Rodzina pozostaje silna. Jestem pod wielkim wrażeniem ich optymizmu, wspierania się i woli walki. To dobrzy ludzie. Mają serca na dłoni. Bracia Pana Kazimierza pracują razem, pomagają. Są razem. Podobnie sąsiedzi i lokalni strażacy. I znajomi – bliżsi, dalsi. Myślę też sobie, że takie właśnie okoliczności pokazują, na kogo można liczyć. Myślę też, że Rodzina Czaplińskich odkrywa, że może liczyć na wiele osób. I chyba to w takim momentach jest najważniejsze. To daje nadzieję. A nadzieja umiera ostatnia. Ja w to wierzę bardzo.
Teraz nadzieja w dobrych sercach i wsparciu finansowym i materialnym. I nie chodzi o chęć wzbogacenia się, ale o podstawowe rzeczy, które są niezbędne na gospodarstwie, bez których nie da się pracować. Oni stracili wszystko. Nawet młotki i obcęgi. Wiadra, widły… dlatego wsparcie finansowe jest tak potrzebne. Żeby powoli odbudować i odrodzić się jak Feniks z popiołów - podsumowuje pani Joanna.

Tragiczny w skutkach pożar wydarzył się 14 sierpnia w Małym Głęboczku. Przyczyny nadal nie są znane. Szkody także nie są policzone, ale wiadomo, że są ogromne.

Spłonęła stodoła, obora, chlew, w ogniu i dymie zginęło kilkadziesiąt sztuk bydła oraz trzody. Z tego, co udało się uratować i zebrać z okolicznych pól część zwierząt ma poważne poparzenia, część się zaczadziła i zdechła, część obecnie walczy o życie. W pomieszczeniach gospodarczych znajdowały się zbiory tegorocznych upraw, wszystko spłonęło...

https://pomagam.pl/malygleboczek


Pomóż odbudować gospodarstwo rolne i nadzieję...

red. a.laskowska@gazetaolsztynska.pl

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Elwira #2962137 | 82.160.*.* 20 sie 2020 21:16

    Cześć panowie, mam na imie Elwira 25 lat. Chętnie poznam normalnego faceta. Nie szukam sponsora, nie interesuje mnie jakie masz zarobki, samochód itp. Przede wszystkim cenię kulturę osobistą i poczucie humoru, wygląd dla mnie to sprawa drugorzędna. Zainteresowane osoby zapraszam do kontaktu. Więcej moich zdjęć można zobaczyć na moim profilu : http://milepanie.pl/elwira05

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5