Zyta Gilowska pochodziła znad Drwęcy

2016-04-08 14:11:42(ost. akt: 2016-04-08 14:21:21)

Autor zdjęcia: Stanisław R. Ulatowski

Jutro, w sobotę w samo południe, w Świdniku pochowana będzie Zyta Gilowska (z domu Napolska) urodzona w Nowym Mieście Lubawskim. Była m.in. wicepremierem i ministrem finansów, posłanką na Sejm RP i wykładowcą wielu prestiżowych uczelni. Miała przydomek „żelaznej damy polskiej polityki” bądź „żelaznej Zyty”. Przypomnijmy, że do wieczności odeszła w miniony wtorek, 5 kwietnia w wieku 66 lat.
Zyta Gilowska najpierw mieszkała w Nowym Mieście wraz z rodzicami w niewielkim domku przy ulicy Kościelnej. Następnie jej rodzina przeniosła się do budynku zwanego przez nowomieszczan plebanką, tuż przy krajowej „piętnastce”. Tu nad Drwęcą uczęszczała do podstawówki, a następnie do liceum ogólnokształcącego. Maturę w nowomiejskim „Norwidzie” zdała w 1967 roku. Krótko po zdaniu egzaminu dojrzałości wyjechała do Warszawy, gdzie rozpoczęła studia na Wydziale Ekonomii Politycznej Uniwersytetu Warszawskiego.
Wbrew niektórym wypowiedziom w ogólnopolskiej prasie dotyczącym „prowincjonalności” miasta z którego pochodzi, powiedziała kiedyś: „Mieszkałam obok gotyckiego kościoła z XIV wieku. Ulice były czysto zamiecione, ludzie myśleli prosto, bez kombinowania, dzielili się na tych, co zapisali się do partii i tych co nie wstępowali...”

Ostatni pobyt Zyty Gilowskiej w Nowym Mieście w pierwszych dniach czerwca 2010 roku, związany był z pogrzebem matki Marii Napolskiej, która spoczęła obok swojego małżonka Klemensa na cmentarzu w Nowym Mieście. Z koleżankami i kolegami oraz z przedsiębiorcami w starostwie spotkała się w pierwszych dniach listopada 2003 roku.
W zamierzchłych czasach, kiedy tu chodziłam do podstawówki, z powodu wyżu demograficznego, zabrali nasz po czwartej klasie i usadowili w budynku liceum. Z beztroski, jaka jest charakterystyczna dla szkoły podstawowej, od razu moja klasa weszła w dość surowy rytm życia szkoły średniej i to mi pomogło w łagodnym przejściu do liceum. Ktoś, kto chodził do tego właśnie liceum, może uważać się za szczęściarza, bowiem jest to dobre miejsce, gdzie młody człowiek ma szansę doskonalenia tego, w co wyposażył go Bóg — mówiła Zyta Gilowska.

Zytę Napolską w nowomiejskim liceum uczyła języka polskiego Maria Dreszler. Pomimo upływu dziesiątek lat, była z nią w stałym kontakcie.
Kiedy rozpoczynałam pierwszą pracę w liceum Zyta Napolska, później Gilowska, była moją uczennicą. Zapamiętałam ją jako zdyscyplinowaną, konkretną, rzeczową i szczególnie pracowitą uczennicę. Jej wychowawcą był wtedy Stanisław Wincek, natomiast lekcje wychowania fizycznego prowadziła Janina Kruk. Z opowiadań uczniów wiem, że bardzo chętnie służyła pomocą. Jednocześnie uważała, że każdy sam do czegoś musi dojść. Potwierdziła to po latach na spotkaniu z młodymi uczniami w naszej szkole. Kiedy znalazła się w sejmie i rządzie, odwiedzałam ją w Warszawie w towarzystwie dawnych kolegów szkolnych oraz będąc na wycieczkach z młodzieżą. Byliśmy tam kilka razy. Zawsze, pomimo nawału obowiązków, znalazła czas na spotkanie — wspomina profesor Maria Dreszler.

Kłopoty z wadą serca Zyta Gilowska miła od najmłodszych lat, jednak poważne dolegliwości przerwały jej karierę polityczną w 2008 roku. W roku 2013 odeszła z Rady Polityki Pieniężnej. Zmarła we wtorek, 5 kwietnia 2016 roku, a jej pogrzeb odbędzie się w sobotę, 9 kwietnia, o godz. 12 w Świdniku, gdzie obecnie mieszkała.


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5