Świadectwo dojrzałości religijnej czy przymusowa obecność?

2015-02-08 11:13:22(ost. akt: 2015-02-08 14:04:16)
Bierzmowanie to sakrament dojrzałości chrześcijańskiej. Uzdalnia nas do odpowiedzialnej wiary.

Bierzmowanie to sakrament dojrzałości chrześcijańskiej. Uzdalnia nas do odpowiedzialnej wiary.

Autor zdjęcia: sxc.hu

Sakrament bierzmowania jest ważną chwilą w życiu każdego katolika. Przygotowujący się do niego młodzi nowomieszczanie skarżą się jednak na nieodpowiednie, według nich, wymogi księży.
W Parafii pod wezwaniem św. Tomasza Apostoła w Nowym Mieście do sakramentu bierzmowania przygotowuje się młodzież nowomiejska oraz z okolicznych wsi w wieku 15-16 lat, uczęszczająca do trzeciej klasy gimnazjum.

Jak wyglądają przygotowania?
Czas przygotowań to około 9 miesięcy. „Około”, gdyż młodzież poznaje dokładną datę przystąpienia do sakramentu bezpośrednio przez jego przyjęciem. Obowiązkiem każdej osoby, która chce do niego przystąpić, jest zakup „Książeczki kandydata do bierzmowania” oraz „Katechizmu kandydata do bierzmowania” za sumę 10 zł. „Książeczka kandydata do bierzmowania” jest swego rodzaju osobistym dziennikiem obecności. Kandydat ma obowiązek uczestniczenia w każdej niedzielnej mszy świętej i comiesięcznej spowiedzi. Ponadto musi uczęszczać na nabożeństwa tematyczne: różańce, roraty, gorzkie żale, drogi krzyżowe, majowe oraz Triduum Paschalne. Swoją obecność musi potwierdzić odręcznym podpisem któregoś z księży, po nabożeństwie.

Kontrola nie zawsze dobrym sposobem
Mówi się, że sakrament bierzmowania to inaczej sakrament dojrzałości chrześcijańskiej, a nasza obecność na mszach świętych czy innych nabożeństwach jest dobrowolna. Czas spędzany w kościele, powinien być świadomie wykorzystywany na modlitwę, rozmowę z Bogiem, wyciszenie się i zregenerowanie sił duchowych. Czemu więc mają służyć książeczki obecności? Żeby nas sprawdzać, kontrolować, jak mówi pani Iwona Markuszewska, katechetka w nowomiejskim gimnazjum.

Tak uważają młodzi ludzie
Pomysł ze zbieraniem podpisów jest całkowicie sprzeczny z całą ideą sakramentu bierzmowania. Jak mamy się nauczyć dojrzałego i świadomego uczestniczenia w nabożeństwach, skoro ciągle mamy nad głową dorosłych nakazujących nam chodzić do kościoła, nie zważając na nasze chęci? Takie postawienie przed nami sprawy nie skłania nas do głębszych przemyśleń na temat ideologii Kościoła i Boga, wręcz przeciwnie. Przymuszanie nas do czegoś sprawia, że tym bardziej nie mamy na to ochoty.
— Moim zdaniem konieczność zbierania podpisów po każdym nabożeństwie bardzo zniechęca do uczestniczenia w nich. Jeśli już musimy być rozliczani z tego, ile razy w miesiącu byliśmy w kościele, powinno to obejmować tylko niedzielne msze święte, bo według mnie, są one najważniejsze — mówi Szymon, uczeń trzeciej klasy gimnazjum w Nowym Mieście.

Wszystko da się oszukać
Oszustwo jest uznane przez Kościół za grzech, lecz coraz więcej młodych ludzi się do niego posuwa, by ułatwić sobie życie. Zdarza się to także w sprawie zbierania podpisów za msze przez młodzież przygotowującą się do bierzmowania. Niekoniecznie przyczyną takich zachowań jest lenistwo. Często zdarza się, iż z niezależnych od nas przyczyn lub nadmiaru obowiązków nie mamy czasu iść na mszę czy różaniec. Wtedy pojawia się strach, że jeśli opuściłam trzy na cztery niedziele w miesiącu, ksiądz będzie ze mnie niezadowolony, nie dopuści do bierzmowania. Muszę więc znaleźć inny sposób, żeby zyskać zaległe podpisy. Pierwszym pomysłem, który zrodziłby się chyba w każdej głowie, jest podrobienie ich, lecz jest to czasochłonne i wymaga precyzji oraz dokładności. Jednak nasza niedoceniana nowomiejska młodzież, błyskotliwie i oryginalnie wymyśla coraz to nowe i łatwiejsze sposoby uzupełniania książeczki obecności. Kłamstwo jest na pierwszym miejscu. Osoba, która opuściła jakąś mszę, następnym razem idąc po nabożeństwie do zachrystii, prosi księdza o dwa podpisy, bo tydzień temu była w kościele, tylko po prostu zapomniała zabrać książeczki. Mogę też powiedzieć, że cały tydzień chodziłam na roraty, ale zgubiłam gdzieś książeczkę i nie miałam jak zbierać podpisów.

W opinii rodziców
Konieczność udowadniania swojej obecności, a szczególnie sam przymus uczestniczenia we wszystkich nabożeństwach ma negatywną opinię nie tylko wśród zainteresowanej młodzieży, ale także w gronie rodziców. Często można zaobserwować, jak rodzic podwozi swojego syna lub córkę samochodem pod bramę kościoła, na błogosławieństwo kończące mszę, czeka aż dziecko weźmie podpis od księdza i zabiera je z powrotem do domu. To, że rodzice także nie pochwalają takiego systemu przygotowań jeszcze bardziej utwierdza młodzież w przekonaniu, iż jest to bezsensowne i niepotrzebne zmuszanie jej do chodzenia do kościoła. W głowach wielu mieszkańców miasta pojawiło się na pewno pytanie, w jakim celu księża chcą na przymus obecności wszystkich przygotowujących się do bierzmowania młodych ludzi, skoro mając przed sobą taką perspektywę, młodzież ta nie tylko nic nie wynosi z nauk kościelnych, ale w ogóle nie ma ochoty w nich uczestniczyć. Pierwszą nasuwającą się, sensowną odpowiedzią, jest przypuszczenie, czyżby księża chcieli zapełnić kościelne ławki? Tak mało wiernych (głównie młodych) chodzi teraz do kościoła z własnej woli, więc trzeba skorzystać z okazji i wyrobić sobie frekwencję?

O co naprawdę chodzi
Można powiedzieć, że ludzie w wieku gimnazjalnym przechodzą okres młodzieńczego buntu. Jeśli coś im się nie podoba, a są do tego zmuszani, będą jeszcze bardziej zaparci i zniechęceni, na przekór rodzicom, nauczycielom, opiekunom. Dlatego wymaganie obecności na wszystkich nabożeństwach i udowadniania tego, nie jest dobrym sposobem na pokazanie, w czym tkwi istota sakramentu bierzmowania. Każdy ma swoje obowiązki domowe, naukę, lekcje do odrobienia lub sprawy rodzinne. To fizycznie niemożliwe, żebyśmy mieli wzorową frekwencję na kościelnych nabożeństwach. Nie wliczając w to chorób i wyjazdów. To, że księża będą jeszcze dokładniej sprawdzać naszą prawdomówność i pilnować, by każdy podpis był autentyczny, nie sprawi że liczba uczestników na mszach wzrośnie. Stanie się wręcz odwrotnie. Potrzebujemy trochę swobody, możliwości samodzielnego decydowania o swoich potrzebach duchowych, przygotowania ze strony praktycznej, a nie samego uczestnictwa w rozmaitych nabożeństwach kościelnych. Brak nam wiedzy na temat samego sakramentu, jak on wygląda, co ma wnieść do naszego życia jako dojrzałych katolików. Na mszach świętych nikt nam nie tłumaczy takich rzeczy. Jesteśmy traktowani ogólnikowo, księża nie poświęcają nam czasu na takie lekcje. A przymus i kontrola jak dotąd nie sprawdzają się dobrze.

Autorka: Marta Dąbkowska


Książeczki kandydata do bierzmowania są jak dzienniczek ucznia. Po co jest dzienniczek? Żeby rodzice czegoś się dowiedzieli. Ale przecież nie zawsze to się sprawdza. Młodzi katolicy to diamenty, które trzeba oczyścić i oszlifować, żeby odkryć ich prawdziwą wartość. Takim zabiegiem jest okres przygotowania przed przyjęciem sakramentu bierzmowania. Książeczki mają zachęcić młodzież do uczestnictwa w nabożeństwach. Czemu miałoby dziać się odwrotnie?


Sakrament bierzmowania jest nazywany sakramentem dojrzałości, ale osoby do niego przystępujące nie są przecież jeszcze dojrzałe, czy to życiowo, czy emocjonalnie. Ten sakrament nazwany jest tak, żeby młodzież dowartościować, dać jej poczucie odpowiedzialności za swoje wybory. Więc osoba, która rzeczywiście chce chodzić do kościoła, wchodzi do środka, bierze udział w nabożeństwie, a nie stoi przed nim, będzie miała tych podpisów mnóstwo. Ona sama przed sobą nie potrafi jeszcze przyznać, że jest wiernym katolikiem, że chce studiować nauki Kościoła. Ale chodzi do niego po to, żeby spędzić czas z Jezusem, żeby się chociaż pomodlić. Nie można jednoznacznie stwierdzić, czy konieczność uzupełniania książeczki obecności podoba się młodzieży czy nie.

Tak jak jest we wszystkich innych kwestiach, zdania zawsze będą podzielone. Ale trzeba też zwrócić uwagę na to, skąd młodzi mają brać przykład, jeśli nie od rodziców? Skoro rodzic nie zachęca swojego dziecka do chodzenia na msze święte, nie chodzi na nie razem z nim, nie celebruje chociażby niedawnych świąt Bożego Narodzenia jako okazję do spędzenia czasu z rodziną i zacieśnienia więzi, to dlaczego takie dziecko ma chcieć potem samo uczestniczyć w nabożeństwach kościelnych?Ksiądz dr Mirosław Gierko, nowomiejski wikariusz ::


Artykuł ukazał się w specjalnym dodatku do Gazety Nowomiejskiej redagowanym przez młodzieżową redakcję w ramach projektu MAMY GŁOS.
Projekt jest współfinansowany z Funduszy EOG w ramach programu Obywatele dla Demokracji.

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij tutaj
Problem z założeniem profilu? Potrzebujesz porady, jak napisać tekst? Napisz do mnie. Pomogę: Igor Hrywna

Ten tekst napisał dziennikarz obywatelski. Więcej tekstów tego autora przeczytacie państwo na jego profilu: MamyGlos

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5